13:25

"Z popiołów" - Martyna Senator | Recenzja

Przeszłość Sary determinuje jej teraźniejszość. Dziewczyna zmaga się z zranieniem sprzed lat, przez co nie potrafi się już zakochać. Nie dopuszcza do siebie chłopaków, nie nawiązuje nowych znajomości, nie korzysta z życia. Jednak na jej drodze staje Michał. Przypadkowe spotkanie wywraca rzeczywistość studentki do góry nogami. Stopniowe przesuwanie swoich granic może uleczyć nieszczęśliwą duszę. Dwójka ludzi, parę tajemnic, odkrywanie siebie od nowa. Miłość jest piękna, lecz najpierw trzeba się na nią otworzyć. Opowieść o tym, co naprawdę ważne z muzycznym wątkiem w tle. Zapraszam do dalszej recenzji.

Książkę mam na swojej półce od niedawna, ale przeczytać chciałam ją już od jakiegoś czasu. Wspieranie polskich autorów weszło mi w krew, dlatego pierwszą pozycją, którą udało zakończyć mi się w nowym roku jest właśnie tytułowa powieść. Wcześniej przesłuchałam piosenkę, która została nagrana na potrzeby tej historii. Bałam się, że będzie to podróbka "Maybe Someday", ale na szczęście Martyna Senator tylko delikatnie zainspirowała się Colleen Hoover. Ten fakt kompletnie mi nie przeszkadzał, bo oprócz muzyki te dwie książki nie miały ze sobą nic wspólnego. Cóż, autorka ma zdecydowanie przyjemny styl pisania, który trafia do każdego rodzaju czytelnika. Czyta się szybko, praktycznie jeden wieczór wystarcza na zapoznanie się z tą pozycją.
"Dochodzę do wniosku, że na świecie istnieją dwa typy ludzi: tacy, którzy doszczętnie rujnują komuś życie, i tacy, którzy nadają mu sens."
Sama fabuła nie wzbudza u mnie zachwytów. Dość przewidywalna i schematyczna, ale potrafiłam się przy niej dobrze bawić. Prawdę mówiąc pragnęłam niezobowiązującej lektury, która pobudzi mój zmysł czytelniczy. Potrzeba wertowania kolejnych stron wróciła, za co jestem niezwykle wdzięczna. Brakowało mi jednak nieco akcji. Oczywiście, nie powinnam oczekiwać od tego typu powieści wybuchów, pościgów i opisów walk (choć tego ostatniego mogliśmy zasmakować), lecz miałam wrażenie, że w pewnych momentach stoimy w miejscu. Bohaterowie w kółko robili to samo - dom, pub, trening, spotkanie, dom. Wpadli w rutynę, a czekanie na coś ekscytującego trwało w nieskończoność. Jednak nie jest to kryminał, fantasy czy horror, więc rozumiałam, że jest to zwykła historia o zwykłych ludziach i ich problemach. W każdym razie dotrwałam do końca i byłam usatysfakcjonowana, ponieważ oprócz zwykłego love story dostaliśmy też kilka innych smaczków, które tłumaczyły tytuł książki.

Jeśli chodzi o głównych bohaterów - są w porządku. Sarę odbieram neutralnie. Nie denerwuje mnie, ale też nie sprawia, że ją uwielbiam. Ot taka główna bohaterka nie wzbudzająca żadnych emocji. Z Michałem było nieco lepiej. W pewnym stopniu polubiłam go, czasem mnie rozśmieszał. Jednakże najdziwniejsze jest to, że to perspektywa Sary wydała mi się bardziej interesująca. Miała w końcu jakąś tajemnicę, której długo nie chciała zdradzić. Od czasu do czasu wyjawiała pewne niuanse, co tylko rozbudzało naszą ciekawość. Za to Michał grał z nami w otwarte karty. Szybko poznaliśmy jego sytuację rodzinną i perypetie z byłą dziewczyną. Bohaterowie poboczni mogliby dla mnie nie istnieć. Są zapychaczami, bo w końcu muszą istnieć też inne osoby niż wyłącznie główne postacie. Kaśka, Ada, Patryk, Kuba, mogłabym tak wymieniać imiona, lecz żadne tak naprawdę nie ma większego znaczenia. Po prostu są tłem dla całej historii. Trochę żałuję, że nie ma takiej osoby, nawet pobocznej, która byłaby z jajem, ożywiła całą opowieść, pośmiała się i podenerwowała innych, lecz zarazem wszyscy by ją lubili. No cóż, pomarzyć można. Patrząc na tę sytuację pozytywnie - nie było nikogo, kogo z chęcią bym zabiła, więc to o czymś świadczy. Także tytuł najlepszej postaci definitywnie dostaje Michał, choć oczywiście jego kreacja nie jest arcydziełem.
"Czasami lepiej być samotną wyspą, niż dzielić życie z kimś, kto nie daje ci szczęścia."
Świetnym zabiegiem, przynajmniej w moim przekonaniu, jest wplatanie do tekstu tytułów filmów, piosenek, seriali i nazwiska sławnych osób. Nadaje to realizmu oraz czujemy tę dziką satysfakcję, kiedy kojarzymy którąś z tych rzeczy. Mamy wtedy w głowie: "O, ten film faktycznie był dobry", "Też płakałam na śmierci Mufasy", "Kojarzę ten kawałek" bądź "Ech, nie lubię tej piosenki". I w gwoli ścisłości, nie, nie płakałam na śmierci Mufasy. Tak, wiem #człowiekbezuczuć.

Martyna Senator wydaje mi się ciekawą autorką. Nie jest to jej debiut, bo ma kilka książek na swoim koncie. Z przyjemnością jeszcze raz sięgnę po jej twórczość, ponieważ mimo tych wszystkich rzeczy, które mi przeszkadzały, było też wiele, które totalnie mi się podobały. Przykładem jest jej styl,  który w pewien sposób mnie urzekł. Jest prosty oraz lekki, ale mi to odpowiada. 

Podsumowując, całość dla mnie jest w porządku. Czytając swoją recenzję mam wrażenie, że wyszła jakbym była niezadowolona, ale to nieprawda. Lubię młodzieżowe książki. Trochę przypominają mi fanfiction, jednak ja mam do nich sentyment i zawsze będę do nich wracać. Tak samo do "Z popiołów". 

POLECAM!

10 komentarzy:

  1. Jestem bardzo ciekawa tej książki.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo osób ją poleca i z ciekawości przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobała mi się i już czekam na kolejny tom :) Też od niedawna zaczęłam częściej sięgać po polskich autorów i póki co wychodzi mi to na dobre :)
    P.S. Obserwuję i będe zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo obiektywna recenzja - takie są najbardziej wartościowe. Ja z chęcią poznam twórczość Martyny Senator :)
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurczę, wydaje się fajna! Bardzo ciekawie piszesz i omawiasz wszystkie ważne aspekty. Może po maturze, jak już będę mieć chwilę wolnego, zabiorę się za nią :) Obserwuję i zapraszam do mnie: http://amante-delamusica.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Też nie płakałam na jego śmierci, chociaż raczej jestem wrażliwa i często się wzruszam na filmach :D Jeśli chodzi o książkę, to ja raczej rzadko sięgam po tego typu młodzieżowe pozycje, ale może kiedyś najdzie mnie ochota. Recenzja jest świetna, a co do nadawania realizmu takimi zabiegami - zgadzam się, o ile nie są zbyt nachalne i wszechobecne :D

    Pozdrawiam serdecznie, cass z cozy universe

    OdpowiedzUsuń
  7. Sporo osób o niej wspomina, więc pewnie niedługo i ja ją dorwę. Swoją drogą też uwielbiam młodzieżówki, mimo, że sporo z nich do zbyt ambitnej literatury jednak nie należy.
    xoxo
    L. (https://slowotok-laury.blogspot.com/)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dużo pozytywnych opinii słyszałam o tej książce i na pewno po nią sięgnę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ogromnie spodobała mi się ta książka! Za niedługo i u mnie pojawi się recenzja! Nie mogę się doczekać drugiego tomu :)
    Na blogu pozostaję na dłużej, pozdrawiam, Daria z book-night

    OdpowiedzUsuń
  10. No właśnie, odniosłam takie wrażenie, że jednak ta książka nie należy do najlepszych. Też lubię wspierać polskich autorów, więc dodaje ją do listy oczekujących :D

    OdpowiedzUsuń

Witam Cię, drogi czytelniku! Jeśli trafiłeś na mój post i postanowiłeś go przeczytać, proszę o zostawienie jakiegokolwiek znaku po sobie. Każdy komentarz daje mi ogromną motywację do dalszej pracy. Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za poświęcony czas :)

Copyright © OD KSIĄŻKI STRONY , Blogger