14:42

"Młody świat" - Chris Weitz | Recenzja

Tajemnicza epidemia zmiotła dorosłych i dzieci z powierzchni Ziemi, zostawiając przy życiu jedynie nastolatków. By przetrwać młodzi łączą się w plemiona. Każdy z ich dni jest policzony, kończą się antybiotyki oraz jedzenie. Gdy jeden współplemieńców na Placu Waszyngtonów wpada na trop lekarstwa, pięcioro przyjaciół wyrusza na ryzykowną ekspedycję. Ich podróż naładowana jest akcją, niebezpieczeństwami, wymianą ognia, gangami i cierpieniem. Czy uda im się ocalić wymierającą populację? Co odkryją po drodze? Dowiedz się sam!

O tej książce słyszałam parę pozytywnych opinii, lecz o uszy obiły mi się także te złe. Gdy zobaczyłam przecenę w Empiku i mogłam kupić tę pozycję o połowę taniej, nie wahałam się ani chwili. Zainwestowałam w własny egzemplarz z zachęcającym opisem oraz okładką. Przez pierwsze rozdziały przebrnęłam dosyć szybko, jednak z czasem zaczęłam odczuwać zmęczenie tą historią. Jeśli ciekawi was, jak brzmi moja dalsza opinia, zapraszam do czytania.
"W naszym organizmie jest coś, czego nie mają małe dzieci i dorośli; właśnie to nas chroni. Ale musimy być nosicielami Choroby, bo uaktywniają się, gdy osiągamy dojrzałość. Mówię o dojrzałości fizycznej. Gdyby decydowała dojrzałość emocjonalna, faceci żyliby wiecznie."
Najpierw wspomnę o autorze "Młodego świata". Chris Weitz jest reżyserem takich filmów jak: "Saga zmierzch: Księżyc w Nowiu", "American Pie", "Złoty kompas" oraz współtworzył scenariusz do "Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie". Dlatego czytając tę powieść, czułam się jakbym oglądała film. Cóż, nie byle jaki, bowiem "Więzień labiryntu: Próby ognia". Zaraz wyjaśnię dlaczego. Grupę nastolatków – mamy, chorobę, która nie zaatakowała tylko ich – mamy, podróż przez zniszczone miasto – mamy, poszukiwanie lekarstwa – mamy. Oczywiście, odnoszę się wyłącznie do filmu, ponieważ książki nie miałam okazji przeczytać. Mimo lekkiego zirytowania, te podobieństwa mogłam jeszcze przeboleć. Ale jeśli chodzi o bohaterów, tutaj balansowałam na granicy wytrzymałości i cierpliwości.

Mieliśmy perspektywę dwóch postaci – Jeffersona i Donny. Jeśli chodzi o Jeffa, to jego narracja bardziej do mnie przemawiała. Nie był wyśmienity, niekiedy też mnie denerwował, lecz do niego miałam stosunek obojętny. Czasem rzucił śmiesznym tekstem, a czasem użył słowa, które rozumiał tylko on i Mózgowiec. W roli przywódcy sprawdzał się dosyć dobrze. Natomiast Donna. O Matko Boska, najchętniej dodałabym ją do listy z ostatniej notki (klik). Ta dziewczyna była okropna! Nie dość, że jej przemyślenia były totalnie nudne, to do tego jej sposób wyrażenia sprawiał, że wciąż kręciłam głową z politowaniem. Używała dziwnego slangu, a apokalipsę pieszczotliwie nazywała Aposią. Do tego miała najlepszego przyjaciela, czarnoskórego geja. I o ile Petera mogłabym jeszcze tolerować, o tyle uniemożliwiało mi to jego wypowiadanie się. Jego teksty zazwyczaj polegały na: "Blablablabla, GERL", "Coś tam coś tam, GERL". Nie, nie potrafiłam tego w spokoju czytać. Aczkolwiek i tak najbardziej przeszkadzał mi zapis dialogów w perspektywie Donny. Czułam się jakbym czytała scenariusz:

Jefferson:
Co tam?

Ja:
Nic, a u ciebie?

Jefferson:
Spoko.

Serio? SERIO?! Chociaż muszę przyznać, że takie zapiski czytało się wyjątkowo szybko, więc sprawnie przechodziłam przez narrację Donny. Najlepiej jak znaleźli się w bardzo niebezpiecznej sytuacji, gdzie nie mogli być pewni, że przeżyją, a nasza główna bohaterka w tym czasie wspominała życie przed wybuchem epidemii. Postanowiłam, że na tym zakończę swoje narzekanie i przejdę do postaci, którą naprawdę polubiłam. Mianowicie niską, drobną dziewczynę – Szyfon. Niby niepozorna, lecz potrafiła dokopać. Wykazała się niezwykłą odwagą, umiejętnościami walki wręcz i posługiwania się bronią. Denerwowało mnie, że nikt jej początkowo nie doceniał. Gdyby nie ona, ta historia mogłaby się zakończyć inaczej. Jeśli chodzi o postacie epizodyczne, do gustu przypadł mi jeszcze Ratso. Wydawał się autentyczny. Nie wspomniałam jedynie o Mózgowcu, do którego mam taki stosunek, co do Jeffersona. Po prostu jest. Nie przeszkadzał mi. Zresztą czasem tylko on ogarniał sytuację, więc za to plus.
"Więc opieram się z uśmiechem o szoferkę, ale trzymam palec na spuście M2, a na twarzy mam jakby wypisane: Cześć, chłopaki! Niezły klimat! Obczajcie mój kaliber .50!"
Fabuła. Hm, miałam wrażenie, że wszystko wyglądało tak samo. To znaczy, bohaterowie pojawiali się w jakimś miejscu, tam się coś działo, uciekali, znowu byli w jakimś miejscu, tam się coś działo, uciekali i tym sposobem trafiali do kolejnego miejsca. I tak w kółko i kółko. Przyznaję, było to nieco nużące. Ogólnie gdyby wyrzucić wiele zbędnych opisów, ta książka byłaby o połowę chudsza. Ciąg przyczynowo-skutkowy nie istnieje w tej historii. Część sytuacji była całkowicie bez sensu. Jednak nie zamierzam ich wymieniać i spoilerować. Aby zrozumieć mój wywód, trzeba przeczytać tę powieść i dowiedzieć się na własnej skórze jak bardzo jest o niczym. Dno i pięć metrów mułu.

Reasumując, ta książka jest po prostu przeciętna. Nie wyróżnia się na tle innych. Końcówka była odrobinę intrygująca, ale wątpię żebym sięgnęła po kontynuację serii. Pierwszy raz mam taką sytuację, bo zazwyczaj chcę wiedzieć, jak dana opowieść się skończy. W tym przypadku jest inaczej. Nie zamierzam męczyć się przy kolejnych tomach. Zawiodłam się, niestety. Jeśli wam spodobała się to powieść, to dajcie znać w komentarzach. Może będziecie w stanie przedstawić mi jakieś zalety "Młodego świata". Trzymajcie się ciepło i do następnego ✌

11 komentarzy:

  1. Tym razem odpuszczam. Nie mam czasu na przeciętne książki.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fabuła faktycznie nie brzmi zbyt oryginalnie. Od razu nasuwa się kilka podobnych tytułów. O tej książce nie słyszałam, i raczej po nią nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie słyszałam wcześniej o tej książce, ale zaintrygował mnie sposób przedstawienia narracji... oryginalny :) Może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mhy... przyznam, że nie słyszałam, ale z twojej opinii wynika, że niewiele straciłam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zastanawiałam się nad tą książką, ale chyba ją sobie teraz odpuszczę. ;) Może kiedyś przeczytam z ciekawości, ale już mnie tak nie kusi. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwszy raz słyszę o tej książce. Tematyka nie jest zbytnio dla mnie :/
    Pozdrawiam ♥ wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Zdecydowanie nie sięgnę :D Post-apo lubię, ale tylko w "dojrzałej" wersji xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Raczej sobie odpuszcze. Ten gatunek juz wyczerpal swoj potencjal I malo co mnie jeszcze zaskoczy ;) jestem pierwszy raz na Twoim Blogu I mi sie podoba. Zapraszam rowniez do mnie. Pozdrawiam

    Czytankanadobranoc.blogspot.ie

    OdpowiedzUsuń
  9. Książka nie była zła, ale czegoś jej brakowało i np. w porównaniu z "Gone: zniknęli" wypada przeciętnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakby nie patrzeć to takie krótkie zapiski są jednak z życia wzięte :D Z chęcią bym przeczytała :)
    Zapraszam http://whothatgirl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Hehe tak jak miałaś tutaj z dialogami, ja miałam jak czytałam Greya!

    OdpowiedzUsuń

Witam Cię, drogi czytelniku! Jeśli trafiłeś na mój post i postanowiłeś go przeczytać, proszę o zostawienie jakiegokolwiek znaku po sobie. Każdy komentarz daje mi ogromną motywację do dalszej pracy. Pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za poświęcony czas :)

Copyright © OD KSIĄŻKI STRONY , Blogger